Maryla, czw., 23/07/2009 – 15:18
Wczoraj około połnocy z zapartm tchem obejrzałem w telewizji Trwam wstrząsająca audycję poświęconą zbliżającej się kolejnej rocznicy wybuchu Powstania warszawskiego w sierpniu 1944. Tematem nie były walki powstańcze ani przeżycia mieszkańców miasta. Cała audycja poświęcona była masowym mordom dokonanych na mieszkańcach Woli oraz pracownikach i pacjentach szpitala wolskiego z ulicy Płockiej.
Tematem było jedno tylko miejsce w pobliżu wiaduktu linii kolejowej nad ulica Górczewską, gdzie przez cztery dni od 5. do 9. sierpnia 1944 roku wojsko niemieckie totalnie mordowało bezbronną ludność Woli. Nikomu nie udało się policzyć dokładnie liczby ofiar. Na podstawie zeznań świadków i ilości popiołu pozostałego po spalonych zwłokach szacuje się tę liczbę w tym właśnie miejscu na kilkanaście tysięcy. Zwłoki ludzkie nie pozostały, bo kilka dni po egzekucjach Niemcy zorganizowali grupy składające się z Polaków pracujących pod nadzorem Niemców, którzy układali warstwy zwłok na zmianę z warstwami drewna, które po nasączeniu płynami łatwopalnymi utworzyły stosy na których spalono ofiary.
Wśród wielu zbrodni wojennych ta jest może mniej znana. Przeżyli wojnę świadkowie, którzy bądź postrzeleni przeżyli egzekucje, bądź palili kilka dni później zwłoki. Ja relacje o tym słyszalem od swojej koleżani w pracy, mieszkanki pobliskiej ulicy Jana Kazimierza, która jako dziecko pędzona była przez niemieckie wojsko wzdłuż pobliskiej ulicy Wolskiej i wraz z matką cudem unikła egzekucji. Zwracam uwagę, że te masowe mordy nie były dokonywane przez zbczonych Rosjan czy Ukranińców z brygady RONA, ale przez regularne, umundurowane niemieckie wojsko.
W bestialski sposób Niemcy wymordowali wówczas niemal cały personel szpitalny wraz z dyrektorem, lekarzami, kapelanem szpitalnym i zakonnicami pracujacymi jako pielęgniarki szpitalne oraz chorymi. Zabijano w szpitalu bądź strzałami w czoło z pistoletów (dyrekcję i księdza) lub rzucając do sal szpitalnych silnie rozpryskowe granaty obronne. Należy przyznać, że wśrod żołnierzy niemieckich było wtedy kilku, którzy zachowali wtedy człowieczeństwo. Udało im się pod pozorem zapotrzebowania na różnego rodzaju fachowców wyprowadzić kilka grup spośród trzymanych w piwnicy przed egzekucją.
Uczestnicy programu, członkowie rodzin zamordowanych i dawny, powojenny, dyrektor szpitala przy Płockiej zwrócili się podczas audycji z prośbą do widzów o pomoc w spowodowaniu odstąpienia władz miasta Warszawy od zatwierdzonego już przez warszawską architekture demontażu krzyży stojacych od 1945 r w miejscu tej zbrodni i zabudowania tego miejsca parkingami czy stacją obsługi samochodów. Aby tę prośbę spełnić zwracam się do Ciebie Czytelniku, o ile możesz mieć wpływ na decyzje władz miasta Warszawy lub władz dzielnicy Wola, o pomoc w zachowaniu pamięci tego sanktuarium.
Dziękuję.
http://almanzor.salon24.pl/116613,pamiatka-powstania-na-gorczewskiej
Źródło